Jakże zabawnie wygląda obraz damskich wojowniczek walczących o równouprawnienie.
Rozumiem w zupełności próbę pozbycia się stereotypu- kobiety jako kury domowej, której naturalnym środowiskiem jest kuchnia, bo i owszem, czasy, w których sprawą oczywistą było, że pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie to wyłącznie obowiązki kobiet, mamy chyba już dawno za sobą. Posprzeganie kobiety jako niższego gatunku, albo zniżanie jej działań do typowych funkcji sprzętów AGD są conajmniej niesmaczne i świadczą wyłącznie o niskim poziomie autora, któremu możemy co najwyżej współczuć płytkości.
Ale ten cały feminizm i wszystko, co z nim związane, to -bynajmniej w moim odczuciu- zawyczajna przesada.
Bo niby o co one tak zaparcie walczą?
Miało to sens, oczywiście, na przełomie XVIII/XIX wieku, kiedy w efekcie podobnych działań sufrażystki wywalczyły nam masę udogodnień w prawie społecznym i politycznym. I chwała im za to, bo to dzięki nim dzisiaj możemy studiować, jesteśmy niezależne, mamy prawo wyboru i masę innych udogodnień, o których kiedyś kobiety mogły tylko marzyć.
Ale dzisiaj?
Walczy jedna z drugą, chyba naprawdę nie wiedząc o co. Bo niech by tylko facet w drzwiach nie przepuścił, za kolację w restauracji nie zapłacił, albo nie daj boże- po łbie zdzielił... No bo jak to tak- przecież jest kobietą?!
I co wtedy z tą całą sprawiedliwością, równym traktowaniem bez względu na płeć?
Bujda na resorach.
Tak, jestem kobietą i owszem- czuję się z tym wspaniale. Bez tego całego zakłamania i niepotrzebnego ulepszania.
A takim, szukającym "wrażeń" na siłę, proponuję częstsze wyzbywanie się gazów- mniej posranych pomysłów zaśmiecających wasze myśli, a i otoczenie szczęśliwsze.
A takim, szukającym "wrażeń" na siłę, proponuję częstsze wyzbywanie się gazów- mniej posranych pomysłów zaśmiecających wasze myśli, a i otoczenie szczęśliwsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz